Północne wybrzeże Dominikany bardzo różni się od zachodniego, gdzie leży najpopularniejsza w Dominikanie Punta Cana. Zachód cechuje płaskie ukształtowanie terenu, tymczasem północ zaskakuje różnorodnością. Tam właśnie podczas ostatniego wyjazdu na mój ukochany półwysep Samana, trochę przypadkiem odkryliśmy Playa Grande.
Wycieczka trwała kilka dni. Wynajętym samochodem podróżowaliśmy w siedem osób, z czego dwie były maleńkie i jechały w przypadkowych fotelikach samochodowych. Reszta składu to ja i Mazur, moja mama i dwóch naszych kumpli, z którymi my znamy się długo i dobrze, ale którzy poznali się ze sobą dopiero w samolocie do Dominikany.
Po drodze dopadł nas jakiś mściwy wirus przywieziony przez naszych gości z Polski (ja wiem jak to brzmi, ale naprawdę tak było!) więc morale w samochodzie było rożne. W jednym byliśmy jednak zgodni – chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej, choćby jedynie z okien samochodu – okazja była dość niepowtarzalna i nie chcieliśmy jej przetracić na narzucone nam z góry złe samopoczucie. Nałykaliśmy się więc smecty i wzmocnieni elektrolitami dla dzieci jechaliśmy cały czas do przodu.
Łatwo się jednak domyślić, że podróż w takim składzie i takiej ilości osób w jednym samochodzie wymagała cyklicznych przerw – czy to na rozprostowanie kości, czy na papierosa, czy też na „mamoooo! siiiiiikuuuu!”. I to jest bardzo cenny element takiej wyjazdowej układanki, czasem miejsca na postój okazują się prawdziwymi perełkami i tak właśnie było tym razem.
Podążając w kierunku Cabarete drogą numer 5, gdzieś pomiędzy Cabrerą a Rio San Juan zobaczyliśmy brązowy drogowskaz wskazujący ciekawe miejsce turystyczne. Zjechaliśmy bardzo stromą drogą na zadbany parking otoczony pastelowymi budyneczkami (polecam – bardzo porządne toalety!). Wszystko razem sprawiało wrażenie dobrze utrzymanej amerykańskiej atrakcji turystycznej, co akurat tego dnia było dość zaskakujące. Wypakowawszy się z samochodu rozeszliśmy się, każde za swoimi potrzebami, a ja, mijając klasyczne w takich miejscach zaplecze gastronomiczne zbiegłam ścieżką na plażę i… zapatło mi dech w piersiach.
Położona w rozległej zatoce Playa Grande w ten pochmurny i wietrzny dzień była pusta. Seledynowe morze szalało, na grzbietach dzikich fal gotowały się białe grzywy. Woda huczała, w koło kręciła się tylko garstka ludzi, a ja stałam oniemiała i szczęśliwa, że choć na chwilę zamieniłam samochodową ciasnotę na ten spektakularny widok. Na szczęście ocknęłam się, żeby zrobić kilka zdjęć – zapraszam więc na Playa Grande.
Niedaleko Playa Grande znajduje się jeszcze jedna plaża o wiele obiecującej nazwie Playa Preciosa. Tym razem tam nie dotarliśmy, więc wszystko jeszcze przed nami!
Wspaniała wycieczka!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
tak było!
PolubieniePolubienie