Ostatnio nasze życie nabrało tempa. Jesienią w Lublinie odbywają się Konfrontacje Teatralne, z którymi jesteśmy związani od zawsze. Kiedyś pracowaliśmy przy festiwalu oboje i wtedy był to czas bieganiny, pustej lodówki, bułek pizzówek, czarnej rozpuszczalnej kawy z dużą ilością cukru i tabletek przeciwbólowych. Ja od kilku lat pracuję już gdzie indziej, a w tym sezonie – głównie w domu, przy nieustającym festiwalu pieluch, rozszerzania diety, szczepionek, teatrzyków pacynkowych, rysowania dam i domów, wyklejanek, obstawiania zakładów o pierwszego zęba i stosów kolejnych serii prania. Dlatego tym bardziej odczuwam, gdy mój główny skrzydłowy, wsiąka bez reszty w rzeczywistość prawdziwego teatru.
W związku z tym mam dziś dla Was bardzo prosty przepis. Mówiąc szczerze, jest to jeden z moich ulubionych sposobów na makaron, pochodzący z jednej z pierwszych kolorowych książek kucharskich, które pojawiły się w moim domu rodzinnym. Lubię go głównie dlatego, że posiada wszystkie cechy dobrego przepisu – mało składników, mało roboty, wyrazisty efekt w krótkim czasie. Czy to brzmi jak idealny obiad dla zapracowanego człowieka? Jeśli tak – zachęcam, nawet tych, którzy nie są przekonani do wędzonego szprota – a nuż podejdzie?
1 puszka wędzonych szprotów w oleju
1 naprawdę duża cebula pokrojona w piórka
1 garść rodzynek, przepłukanych wrzątkiem
1/2 łyżeczki kurkumy
skórka otarta z 1 cytryny
garść posiekanej natki pietruszki
1 chlust wody z gotowania makaronu
olej rzepakowy
1/2 opakowania makaronu
- Wstawiamy wodę na makaron. Jak wiadomo makaron lubi dużo wody i lubi, żeby ta woda była słona.
- Na patelni rozgrzewamy olej, dodajemy cebulę, oprószamy solą i smażymy na delikatnym ogniu do miękkości.
- Gdy cebula jest już apetycznie szklista dorzucamy do niej rodzynki i kurkumę.
- Następnie dodajemy na patelnię szproty, może być z olejem. No może nie całym, ale nie musimy być mega pedantyczni w kwestii oddzielania.
- Wszystko razem podsmażamy na wolnym ogniu.
- Gdy makaron jest już ugotowany, za pomocą łyżki wazowej przelewamy na patelnię chlust gorącej makaronowej wody. to nie wygląda zachęcająco, ale dajcie mi szansę,
- Makaron odcedzamy i od razu wrzucamy na patelnię.
- Dorzucamy tam też skórkę cytrynową i pietruszkę.
- Całość mieszamy, a makaronowa woda w magiczny sposób łączy się ze wszystkimi składnikami zamieniając się w lśniący sos.
- Podajemy posypując porcje posiekaną natką pietruszki.
Następnym razem robiąc zakupy dorzućcie do koszyka puszkę szprotów. Potem, gdy będziecie się zastanawiać co zrobić z zalegającym w lodówce pęczkiem pietruszki, przypomnijcie sobie o mnie i o tym przepisie i koniecznie dajcie znać, czy Wam smakowało.
Buźka!